O znaczeniu regularnych spotkań one-to-one jako krytycznym narzędziu zarządzania zespołem dla managerów napisano wiele książek w tym m.in. polecaną przeze mnie „High Output Management”. Jest to też wdzięczny powtarzający się temat dyskusji wśród społeczności managerów np. na Slacku u Bartka Pucka.
Jest to wspaniała metoda, by pomóc wzrosnąć swoim współpracownikom oraz budować prawdziwie efektywny zespół, a przez to i osiągać ponadprzeciętne rezultaty. Podobno jest to jedna z najważniejszych technik w arsenale managera. W takiej sytuacji przewrotne pytanie brzmi – kiedy wstrzymać się z regularnymi spotkaniami one-to-one z współpracownikami?
Widzę jedną powtarzający się schemat, w których lider powinien zastanowić się dwa razy przed wchodzeniem w takie zobowiązanie:
Gdy sytuacja prywatna lub zawodowa nie pozwala menadżerowi się skupić (1) i nie ma możliwości zaadresować potrzeb (2) swojego współpracownika.
Znam anegdotki od sfrustrowanych pracowników, którzy łapali managerów w trakcie one-to-one’ów próbujących załatwiać sprawy na telefonie czy komputerze. Inne powtarzające się opowieści, były o źle zrozumianej wersji 1on1nów, gdy managerowie oczekiwali skokowego wzrostu produktywności swoich podwładnych, ponieważ słyszeli że „jest to modne”. Chyba jednak najbardziej smutne są historie o pracownikach, którzy mimo prób, nie byli w stanie uzyskać pomocy od swoich liderów. Nie była to złośliwość, po prostu liderzy nie mieli umocowania w organizacji, by móc realnie pomóc swoim podwładnym.
Wchodząc w taką relację trzeba mieć świadomość z wagi takiego zobowiązania, to truizm, ale ludzie mają emocje i dobrą pamięć do uraz. Nie można podejść do tego iteracyjnie, trzeba spróbować zrobić to dobrze za pierwszym razem i umiejętnie zarządzać oczekiwaniami swoimi (co mogę zrobić?) oraz współpracownika (czego może oczekiwać?). Powodzenia!
Dodaj komentarz